Muszę przyznać, że Koushi ma w sobie tyle energii co dobry reaktor jądrowy. Przegonił nas przez Ogród Saski, Starówkę, Nowe Miasto i nazad. Potem wieża przy kościele Świętej Anny, taras widowkowy w PKiN a na koniec jeszcze dziadka po Ursynowie przetargał. Fakt, po wszystkim padł spać, ale ja, Gonia i mój Tata poczuliśmy, że daleko nam do Jego możliwości:)
Poniedziałek tym razem fajny...
Bo wolne, bo dzień z Wojtkiem:D
Starość...
Przewiało i mnie i Gonię. Ferwex i nadzieja, że tylko nas "połamało". I oby jutro mieć siłę, bo kino, bo kolejne kilometry zwiedzania Warszawy...