
Kiedyś 1700 km za kierownicą w ciągu jednej doby to był pikuś, teraz ledwo 1100 zrobiłem. Może to kwestia upału, może monotonii jaka towarzyszy autostradzie a może tego, że już organizm gorzej znosi szalone pomysły. Niedzielę przespałem, a dziś się czułem jakby mnie ktoś skopał, więc to chyba jednak kwestia wieku...
Łowcy na Przystanku...
Przystanek jak zawsze przyjazny. Muzyka, ludzie i w tym roku upał, który naprawdę dawał się we znaki. Cieszę się, że tam byłem, zwłaszcza z powodu koncertu, który był naprawdę wyjątkowy. Hunter wraz z gośćmi dał czadu i sprawił, że „Metal Project” zyskał nowe znaczenie. Chop suey z wokalem Draka, Living in America z wokalem Letkiego i połączenie Godzilla z Led Zeppelin, po prostu boskie! Do tego złota płyta za „Królestwo” i zapowiedź Imperium. Cieszę się, że mogłem zobaczyć to na własne oczy...

Zmagając się ze zmęczeniem obiecałem sobie jedno, za rok pojedziemy z Gonią na cały Woodstock. I nawet jeśli będzie to oznaczało piach i kurz w płucach, spanie w namiocie na kamieniach, to jedziemy. Bo nic tak nie ładuje „baterii” jak te kilka dni wśród najbardziej pozytywnych ludzi w tym smutnym kraju...
Wybory Miss Polski na wózku...
Gala na której bardzo chciałem być, niestety nie udało się, ale nie można mieć wszystkiego. Z portali wiem, że wyszło pięknie, no ale nie mogło inaczej z takimi ślicznymi kandydatkami. Kasia, Agnieszka – gratuluję. I oczywiście Oldze, która została pierwszą Miss Polski.
A teraz...
Jeśli pozwolicie, lub też nie, padnę spać...